Skoro powstał nowy blog, to znaczy, że znowu gdzieś jadę!
Ale tym razem niesłużbowo. Prywatnie. Wziąłem z pracy rok urlopu bezpłatnego i chcę tak jak Magellan - ruszyć na zachód i przyjechać ze wschodu. A dodatkowo odwiedzić wszystkie kontynenty.
Plan mam z jednej strony dokładny, a z drugiej przecież wszystko jeszcze może się zmienić, bo jest pisany na razie palcem na wodzie i pędzlem w GIMP-ie. Im dalej tym plan się coraz bardziej rozmywa.
Na razie wygląda jak na obrazku powyżej, a poniżej w czwartym wymiarze:
Start: 11 października wylatuję z Warszawy na Zanzibar, z przesiadkami w Katarze i Dubaju.
Potem chcę przejechać lądem przez Tanzanię (Serengeti i te sprawy), Zambię (wodospady Wiktorii!), Zimbabwe (tylko zahaczyć o Wielkie Zimbabwe) i Botswanę (delta Limpopo i Kalahari) tak aby koło połowy grudnia dotrzeć do Johannesburga, skąd polecę do Sao Paulo.
- grudzień: Brazylia południowa (Rio, Kurtyba, Iguacu)
- styczeń: może wpadnę na start rajdu Dakar do Asuncion w Paragwaju? Potem Urugwaj, Argentyna
- luty: Paragwaj, Boliwia, Peru
- marzec: Ekwador, Kolumbia, Panama
- kwiecień: Kuba, Stany Zjednoczone
- maj: Oceania, Australia
- czerwiec: Indonezja, Malezja, Tajlandia
- lipiec: Birma, Indie
- sierpień: c.d. Indie, Iran
- wrzesień: Armenia, Azerbejdżan, Gruzja i powrót do Polski.
Taksówka czy nocny marsz przez miasto. Ba, taksówka na czterech kołach, czy moto-taxi z kierowcą-samobójcą za jedną czwartą ceny?
Ale jakbyś chciał wpaść na kawałek trasy, na 2-3 tygodnie, to zapraszam :) Postaram się zadbać, żebyś przeżył, reszty nie gwarantuję ;-)
Na przykład, jeśli szef ciśnie, że masz niewykorzystany urlop, na koncie leży 6000 zł odłożone na narty w Dolomitach, to się zastanów, czy nie lepiej wydać te pieniądze na objechanie Tanzanii ze mną?
Dlaczego taki a nie inny wybór trasy?
No cóż, kusi żeby zobaczyć wszystko, ale ani czas ani portfel nie są z gumy. No i coś musi zostać na resztę życia, a nie tylko Księżyc i Mars :)
Niby wydaje się, że rok to dużo czasu, ale jeśli mam w planie około 30 krajów, to wychodzi niecałe dwa tygodnie na jeden - a to już niewiele.
Dlaczego wybrałem kierunek na zachód? Bo lubię spać :) Jadąc na wschód, co strefę trzeba wcześniej wstawać. A ja sobie przelecę przez Atlantyk, pośpię do południa, wstanę, a tu ósma rano :)
Wybierając konkretną trasę kierowałem się następującymi kryteriami:
- Ciągłość - chcę mieć poczucie, że jadę, a nie wsiadam do metalowej puszki, hokus-pokus i jestem w nowym miejscu. Bo samolot nie daje tego pierwotnego poczucia bycia podróżnikiem-odkrywcą, który jedzie przed siebie i z ciekawością patrzy, co będzie za kolejnym pagórkiem. Z tego powodu też odrzuciłem na wstępie pomysł biletu lotniczego dookoła świata z kilkunastoma postojami. Nie o to chodzi w naśladowaniu Magellana. No i samolot jest droższy, ale to już kolejny punkt.
- Taniość. Czytałem bloga Polek, które zamieściły dokładne rachunki podróży dookoła świata i w 3 tygodnie w Nowej Zelandii wydały tylko, co przez 3 miesiące gdziekolwiek indziej. W tej podróży będę preferował czas ponad pieniądz a drogie kraje zostawię sobie na czas, gdy wrócę na etat i będę miał dużo pieniędzy a tylko 26 dni urlopu. Oczywiście niektórych krajów nie da się ominąć (znaczy zawsze się da, ale mam na myśli: sensownie i bez przepłacania) więc i w Stanach i w Australii się pojawię, ale nie chcę tam za długo balować - ot tak, objechać niewielki kawałek, żeby liznąć, ale na pewno nie zaliczać całości. Bez żalu zostawię sobie ich większość na inny raz.
- Kompletność. Chcę odwiedzić wszystkie kontynenty. Wiem, brakuje Antarktydy, ale intensywnie nad tym kombinuję. Zna ktoś jakieś last minute za pół ceny z Argentyny?
- Bezpieczeństwo. Starałem się dobrać kraje, w których prawdopodobieństwo utraty portfela/aparatu/życia jest najmniejsze. Najtrudniej było w Afryce - po przestudiowaniu poradnika "Polak za granicą" na stronie MSZ oraz innych źródeł udało mi się znaleźć ledwie trzy kraje, opisane jako "biały może chodzić sam po ulicy". To Tanzania, Zambia i Botswana. Zrobiłem sobie mapkę i widać ją powyżej, skala intuicyjna, czarny przewidziałem dla Afganistanu i Syrii, ale potem i tak pomalowałem te, które były w ogóle brane pod uwagę. Po analizie tej właśnie mapki odrzuciłem pomysł przejechania całej Ameryki Środkowej - zamiast tego odwiedzę Kubę.
- Zdrowie. Które kraje są mniej a które bardziej zdrowe. W sumie i tak nie dało się tych niezdrowych ominąć, ale więcej się rozpiszę w osobnym wpisie o szczepieniach.
- Wizy. Gdzie wpuszczają na Polaków na paszport, a gdzie trzeba wyrabiać wizę a najbliższy konsulat jest w Berlinie. A gdzie pozostaje tylko "Republica de Ubezpieczalnia" (patrz: Cejrowski). O tym też osobno napiszę.
W oczekiwaniu na wpisy z Czarnego Lądu (albo i filmiki, bo myślę też o vlogowaniu), zapraszam na blogi z moich poprzednich wojaży:
http://malezja.blogspot.com
http://syczuan.blogspot.com
Super!! Marzy nam się taka podróż, ale zdecydujemy się pewnie dopiero za kilka lat... Na razie nieśmiało wychylamy się poza Europę:) Mimo wszystko zapraszamy na www.lecebochce.pl, a Twoje wpisy będziemy pilnie śledzić:)
OdpowiedzUsuńWow!!! Super sprawa!!!! Ja bym sie chyba nie odwazyla :) Niech Ci Pan Bog blogoslawi na caly ten czas! Przywiez troche piasku czy slonca rownikowego! :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia, Grzesiu!!!! Super, że realizujesz marzenia! :-) Ania B.
OdpowiedzUsuńBędę śledził! Zapowiada się pasjonująca opowieść. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńPierwsza poważniejsza zmiana planów: z Buenos Aires nie skręcam w kierunku północnym, ale kontynuuję dalej na południe - aż do Ushuai!
OdpowiedzUsuń(no i ominąłem na razie Urugwaj, potem do Paragwaju przejedziemy przez niego)
Druga poważniejsza zmiana planów: opuszczam północne Peru, Ekwador, Kolumbię i Panamę.
OdpowiedzUsuńZ Limy lecę prosto na Kubę.