poniedziałek, 26 września 2016

Zaczynam!

Witajcie!
Skoro powstał nowy blog, to znaczy, że znowu gdzieś jadę!
Ale tym razem niesłużbowo. Prywatnie. Wziąłem z pracy rok urlopu bezpłatnego i chcę tak jak Magellan - ruszyć na zachód i przyjechać ze wschodu. A dodatkowo odwiedzić wszystkie kontynenty.
Plan mam z jednej strony dokładny, a z drugiej przecież wszystko jeszcze może się zmienić, bo jest pisany na razie palcem na wodzie i pędzlem w GIMP-ie. Im dalej tym plan się coraz bardziej rozmywa.
Na razie wygląda jak na obrazku powyżej, a poniżej w czwartym wymiarze:

Start: 11 października wylatuję z Warszawy na Zanzibar, z przesiadkami w Katarze i Dubaju.
Potem chcę przejechać lądem przez Tanzanię (Serengeti i te sprawy), Zambię (wodospady Wiktorii!), Zimbabwe (tylko zahaczyć o Wielkie Zimbabwe) i Botswanę (delta Limpopo i Kalahari) tak aby koło połowy grudnia dotrzeć do Johannesburga, skąd polecę do Sao Paulo.
  • grudzień: Brazylia południowa (Rio, Kurtyba, Iguacu)
  • styczeń: może wpadnę na start rajdu Dakar do Asuncion w Paragwaju? Potem Urugwaj, Argentyna
  • luty: Paragwaj, Boliwia, Peru
  • marzec: Ekwador, Kolumbia, Panama
  • kwiecień: Kuba, Stany Zjednoczone
  • maj: Oceania, Australia
  • czerwiec: Indonezja, Malezja, Tajlandia
  • lipiec: Birma, Indie
  • sierpień: c.d. Indie, Iran
  • wrzesień: Armenia, Azerbejdżan, Gruzja i powrót do Polski.
Jeśli właśnie pomyślałeś "też tam chcę!" to mam dla ciebie propozycję! Na wyprawę ruszam sam i zdaję sobie sprawę, że znalezienie towarzysza na cały rok jest mało prawdopodobne - nie dość że ktoś musiałby mieć możliwość rzucenia wszystkiego na taki okres czasu, to jeszcze trzeba by się dopasować charakterami i wymaganiami, kto gdzie chce jechać, ile ma budżetu, a przede wszystkim jaki ma osobisty balans między ceną a poczuciem bezpieczeństwa - bo mam wrażenie, że to jest rzecz, o którą jest najtrudniej. Czy spać za darmo pod gołym niebem ryzykując, czy bezpieczniej w hoteliku. Czy jechać nocnym pociągiem drugą klasą, czy dziennym i to pierwszą. Tanie jedzenie z podejrzanej maści stoiska czy czysta restauracja.
Taksówka czy nocny marsz przez miasto. Ba, taksówka na czterech kołach, czy moto-taxi z kierowcą-samobójcą za jedną czwartą ceny?
Ale jakbyś chciał wpaść na kawałek trasy, na 2-3 tygodnie, to zapraszam :) Postaram się zadbać, żebyś przeżył, reszty nie gwarantuję ;-)
Na przykład, jeśli szef ciśnie, że masz niewykorzystany urlop, na koncie leży 6000 zł odłożone na narty w Dolomitach, to się zastanów, czy nie lepiej wydać te pieniądze na objechanie Tanzanii ze mną?

Dlaczego taki a nie inny wybór trasy?
No cóż, kusi żeby zobaczyć wszystko, ale ani czas ani portfel nie są z gumy. No i coś musi zostać na resztę życia, a nie tylko Księżyc i Mars :)
Niby wydaje się, że rok to dużo czasu, ale jeśli mam w planie około 30 krajów, to wychodzi niecałe dwa tygodnie na jeden - a to już niewiele.

Dlaczego wybrałem kierunek na zachód? Bo lubię spać :) Jadąc na wschód, co strefę trzeba wcześniej wstawać. A ja sobie przelecę przez Atlantyk, pośpię do południa, wstanę, a tu ósma rano :)
Wybierając konkretną trasę kierowałem się następującymi kryteriami:
  1. Ciągłość - chcę mieć poczucie, że jadę, a nie wsiadam do metalowej puszki, hokus-pokus i jestem w nowym miejscu. Bo samolot nie daje tego pierwotnego poczucia bycia podróżnikiem-odkrywcą, który jedzie przed siebie i z ciekawością patrzy, co będzie za kolejnym pagórkiem. Z tego powodu też odrzuciłem na wstępie pomysł biletu lotniczego dookoła świata z kilkunastoma postojami. Nie o to chodzi w naśladowaniu Magellana. No i samolot jest droższy, ale to już kolejny punkt.
  2. Taniość. Czytałem bloga Polek, które zamieściły dokładne rachunki podróży dookoła świata i w 3 tygodnie w Nowej Zelandii wydały tylko, co przez 3 miesiące gdziekolwiek indziej. W tej podróży będę preferował czas ponad pieniądz a drogie kraje zostawię sobie na czas, gdy wrócę na etat i będę miał dużo pieniędzy a tylko 26 dni urlopu. Oczywiście niektórych krajów nie da się ominąć (znaczy zawsze się da, ale mam na myśli: sensownie i bez przepłacania) więc i w Stanach i w Australii się pojawię, ale nie chcę tam za długo balować - ot tak, objechać niewielki kawałek, żeby liznąć, ale na pewno nie zaliczać całości. Bez żalu zostawię sobie ich większość na inny raz.
  3. Kompletność. Chcę odwiedzić wszystkie kontynenty. Wiem, brakuje Antarktydy, ale intensywnie nad tym kombinuję. Zna ktoś jakieś last minute za pół ceny z Argentyny?
  4. Bezpieczeństwo. Starałem się dobrać kraje, w których prawdopodobieństwo utraty portfela/aparatu/życia jest najmniejsze. Najtrudniej było w Afryce - po przestudiowaniu poradnika "Polak za granicą" na stronie MSZ oraz innych źródeł udało mi się znaleźć ledwie trzy kraje, opisane jako "biały może chodzić sam po ulicy". To Tanzania, Zambia i Botswana. Zrobiłem sobie mapkę i widać ją powyżej, skala intuicyjna, czarny przewidziałem dla Afganistanu i Syrii, ale potem i tak pomalowałem te, które były w ogóle brane pod uwagę. Po analizie tej właśnie mapki odrzuciłem pomysł przejechania całej Ameryki Środkowej - zamiast tego odwiedzę Kubę.
  5. Zdrowie. Które kraje są mniej a które bardziej zdrowe. W sumie i tak nie dało się tych niezdrowych ominąć, ale więcej się rozpiszę w osobnym wpisie o szczepieniach.
  6. Wizy. Gdzie wpuszczają na Polaków na paszport, a gdzie trzeba wyrabiać wizę a najbliższy konsulat jest w Berlinie. A gdzie pozostaje tylko "Republica de Ubezpieczalnia" (patrz: Cejrowski). O tym też osobno napiszę.
A skąd nazwa bloga? Od książki Tadeusza Perkitnego "Okrążmy świat raz jeszcze".

W oczekiwaniu na wpisy z Czarnego Lądu (albo i filmiki, bo myślę też o vlogowaniu), zapraszam na blogi z moich poprzednich wojaży:
http://malezja.blogspot.com
http://syczuan.blogspot.com